Jan Brodowski: Michaił Chergiani - Skalny tygrys
Podobnie jak w Polsce postać Jerzego Kukuczki nierozerwalnie łączy się z górami, tak dla Gruzinów Michaił Chergiani jest ideałem alpinisty. Wprawdzie każdy z nich podążał inną górską ścieżką, Kukuczkę zauroczył świat ośmiotysięcznych gigantów, Chergianiego ekstremalnie trudne wspinaczki lodowe i skalne, jednak wspólna była fascynacja niedostępnym i niebezpiecznym światem gór. Gór, w których dopełniło się ich przeznaczenie.
Cień Uszby
Jednym z najpiękniejszych i najbardziej znanych kaukaskich szczytów jest górująca
nad Swanecją Uszba. Nazywana przez wielu alpinistów
Matterhornem Kaukazu jest najwyższym szczytem grupy górskiej Adył-Su. Wznosi się na wysokość 4710 m n.p.m. Przez wiele lat uchodząca za nie zdobytą niezwykle zaciekle broniła do siebie dostępu zyskując miano Wiedźmy. Północny wierzchołek został po raz pierwszy osiągnięty w 1888 roku przez Johna G. Cockina i jego przewodnika Ulricha Almera, zaś wyższy południowy dopiero w 1930 roku przez międzynarodową wyprawę kierowaną przez Rickmera Rickmersa. Niebagatelna rola w zdobywaniu Uszby przypadała swaneckim góralom. Oni to jako jedni z pierwszych wdzierali się na szczyt górujący nad ich ojczyzną. Już w 1906 roku myśliwy Muratbi Kibolani poprowadził Anglików na oba wierzchołki. Wielu Swanów nie chciało uwierzyć, że ktoś wdarł się do krainy bogów, dlatego Kibolani ponownie wszedł na szczyt, a na jego wierzchołku rozpalił ognisko. W 1934 roku, po kilkuletnich próbach na szczycie stanęło czworo alpinistów gruzińskich pod kierownictwem Aloszy Dżaparidze. Byli to: Jegor Kazalikaszwili, Gio Nigurani oraz pierwsza gruzińska alpinistka Aleksandra Dżaparidze. Rok wcześniej, w czasie próby zdobycia szczytu na grani zginął Siemion Dżaparidze, a jego pogrzeb przerodził się w manifestację bohaterstwa w Swanecji i w całej Gruzji. Lata
trzydzieste stanowiły okres przełomowy w zdobywaniu Uszby, a sama działalność
wysokogórska nabrała już charakteru sportowego. Latem 1937 roku po przejściu nowej drogi na szczycie stanęła grupa Swaneckich alpinistów. Większość z nich należała do rodu Chergianich. Był tam również Wissarion, na którego w rodzinnej Mestii z niepokojem wyczekiwał pięcioletni syn Czchumilian. Niezwykły sukces alpinistów, którzy dokonali pierwszego ścianowego wejścia na Uszbę sprawił, że alpinizm stał się w Swanecji sportem narodowym. Nikt też wtedy nie przypuszczał, że mały Czchumilian lubiący chodzić własnymi ścieżkami i robić wszystko po swojemu zostanie jednym z najsłynniejszych alpinistów na świecie. Bohaterem, za którego zdrowie i pomyślność Swanowie do dzisiejszego dnia wznoszą toasty.
Od chwili, kiedy zacząłem zajmować się alpinizmem, zawsze myślałem o Uszbie.
Dobrze ją widać z naszej wioski. Kiedy na dole jest słoneczna pogoda, na Uszbie zawsze panuje mgła. Jej dwa wierzchołki zawsze są w chmurach. Od dziecka marzyłem o wejściu na Uszbę i może właśnie dlatego zostałem alpinistą.
W dwadzieścia siedem lat po pamiętnym wyczynie ojca Czchumilian, już jako Michaił
(takie imię nadali mu radzieccy instruktorzy w szkole alpinizmu) będąc uznanym
instruktorem i posiadaczem tytułu mistrza sportu ZSRR, spełnił swoje marzenie wytyczając jedną z najtrudniejszych dróg wiodących na szczyt Uszby.
Latem 1964 Chergiani zgłosił w Federacji Alpinizmu Gruzji chęć przejścia północno wschodniej 1300 metrowej ściany Północnej Uszby. Niezwykle trudna i gładka ściana możliwa do przejścia tylko przy pomocy techniki sztucznych ułatwień od lat opierała się licznym próbom wielu znakomitych alpinistów. W końcu nazwano ją lustrem. Właśnie tą ścianą Chergiani chciał poprowadzić na szczyt swój zespół, w którego skład, weszli
wyłącznie Swanowie. Byli to: Misza Chergiani (młodszy), Szaliko Margiani, Dżumber
Kachiani, Kiwi Cerediani oraz Dżokija Gugawa. Przejście ściany trwało siedem dni przy
niezwykle złych warunkach atmosferycznych w nieustannym deszczu. Wszyscy byli
przemoknięci. Na domiar złego alpinistom zepsuł się palnik, w związku z czym musieli
obejść się bez wody. Wszystkie biwaki w czasie wspinaczki były wiszące i zagrożone
spadającymi kamieniami. Pomimo wielu trudności Swanowie uparcie pięli się w górę. W
piątym dniu wspinaczki doszło do niezwykłego zdarzenia. Chergiani, który cały czas wspinał się jako pierwszy, i w tym dniu prowadził. Niestety po przejściu czterdziestu metrów prawie gładkiej ściany nie udało mu się wbić żadnego haka a miejsce, w którym się zatrzymał, wydawało się bez wyjścia. Wtedy też zdając sobie sprawę, że spadając pociągnie za sobą przyjaciół krzyknął, by ci odwiązali linę, która ich łączyła. Gdy Swanowie usłyszeli, czego Misza od nich żąda, jeszcze mocniej obwiązali się linami by ratować przyjaciela. Misza widząc co się dzieje, wykrzesał resztki sił i przeszedł jeszcze kilka metrów, gdzie wreszcie udało mu się wbić hak. Radość i napięcie były tak wielkie, że wszyscy wiele setek metrów nad ziemią zaczęli śpiewać. Zapytany później przez Aleksandra Kuzniecowa o wrażenia Chergiani odpowiedział:
Przeżycia? Jakie tu mogą być przeżycia, kiedy nikt nie wierzył, że
wydostaniemy się z tej ściany żywi. Wtedy oczywiście o tym nie mówiliśmy, dopiero na dole.
Wspinaczka pomimo trudności zakończyła się szczęśliwie, a sukces świętowano w całej
Swanecji. Wszyscy uczestnicy przejścia otrzymali złote Medale Mistrzów Sportu ZSRR, zaś Chergiani spełnił swoje marzenie z dzieciństwa – został alpinistą. Wiedział, bowiem, że dla Swanów prawdziwym alpinistą jest tylko ten, kto wejdzie na Uszbę.
W tym miejscu warto wspomnieć, że polscy alpiniści, którzy przez wiele lat wspinali
się na Kaukazie, drogę wytyczoną przez Chergianiego i jego zespół na Uszbie, pokonali
dopiero w 1981 roku. Mirosław Dąsal i Włodzimierz Stoiński po przejściu tej legendarnej drogi porównali ją do jednego z najtrudniejszych alpejskich klasyków filaru Walkera.
Donguz Orun
Zanim Chergiani spełnił swoje marzenie z dzieciństwa i wszedł na szczyt Wiedźmy,
musiał przejść przez wszystkie etapy życia alpinisty w Związku Radzieckim. Pomimo
młodzieńczej fascynacji górami i wspaniałych tradycji rodzinnych przyszło mu długo
przekonywać ojca. Wissarion był nieubłagany: w
ybieraj, jaki chcesz rodzaj sportu tylko nie alpinizm powtarzał i zapisał syna do sekcji zapaśniczej. I znów górę wziął upór i indywidualizm. Misza w przeddzień ważnych zawodów uciekł. Kiedy wrócił, ojciec postanowił dać mu szansę wystawiając go na próbę. Jednym z najbardziej
charakterystycznych elementów krajobrazu górskich aułów są kamienne wieże. Budowane w
celach obronnych kryją w sobie nie jedną tajemnicę krwawej zemsty i klanowych sporów.
Właśnie pod taką wieżę wznoszącą się w rodzinnym obejściu Chergianich przyprowadził
Wissarion Miszę mówiąc:
jeśli chcesz być alpinistą, musisz wspiąć się po niej na samą górę i obejść ją dookoła. Wieża miała kilkanaście metrów wysokości, jednak Misza podjął wyzwanie i przekonał ojca. Został przyjęty do szkoły alpinizmu. Jak sam wspominał, znał tylko dwa słowa po rosyjsku „kamień” i „chleb”, ale był najlepszy z zajęć praktycznych. W wieku dwudziestu lat, latem 1952 roku, Chergiani zdobył swój pierwszy złoty medal we wspinaczce sportowej na mistrzostwach Związku Radzieckiego w Jałcie. Był to początek jego wielkiej dominacji w tej dyscyplinie alpinizmu. Wszyscy szanowali rodzinę Chergianich, a Misza wspinał się nieprzeciętnie, dlatego też został skierowany do Szkoły Instruktorów Alpinizmu w dolinie Adył-Su.
Od razu spodobało mi się, że był taki nieśmiały, a jego otwarte spojrzenie mówiło o dobrym sercu. Był niewysoki, dobrze rozwinięty fizycznie, na jego twarzy stale gościł uśmiech tak zapamiętał Miszę z tego okresu jego rodak i późniejszy partner
wspinaczkowy Josif Kachiani. To właśnie z nim Misza przeszedł w 1957 roku jedną z
najbardziej znanych ścian Kaukazu, północno-zachodnią ścianę Donguz Orun. Zanim do tego doszło, rok wcześniej Chergiani zdobył swój pierwszy złoty medal we wspinaczce
wysokogórskiej pokonując północną ścianę Tiu Tiu Baszi.
Na południowy wschód od Elbrusu w głównym grzbiecie Kaukazu wznoszą się
Donguz Orun i Nakra Tau, ograniczone przez przełęcze: Donguz Orun od zachodu i Beczo od wschodu. Szczyt Donguz Orun został zdobyty po raz pierwszy w 1892 roku przez
Merzbachera, ale swoją sławę zawdzięcza historii związanej z przełęczą, od której wziął nazwę. Świński seraj, bo tak należy tłumaczyć z języka bałkarskiego nazwę przełęczy, związany jest z próbami ekspansji muzułmańskiej na południe Kaukazu. Chrześcijańscy Swanowie długo opierali się muzułmanom, a będąc plemieniem nielicznym i słabszym, musieli walczyć sprytem. Dowiedziawszy się zawczasu o celu kolejnego ataku wroga, spędzili na przełęcz wszystkie świnie z doliny Inguri i tam oczekiwali przeciwnika. Wyznawcy Mahometa zobaczywszy oczekującą ich armię, będąc wiernymi przykazaniom religijnym, uciekli w popłochu. Legendarne zwycięstwo upamiętnia do dziś nazwa przełęczy i szczytu.
Josif i Misza latem 1957 roku byli instruktorami w obozie alpinistycznym „Szchelda”.
Podczas jednego z wolnych dni alpiniści zastanawiali się nad kolejnym celem wspinaczki. Kachiani zasugerował niepokonaną i niebezpieczną ścianę Donguz Orun. Po krótkiej naradzie Chergiani i Kachiani zgłosili planowane przez siebie przejście do konkursu o mistrzostwo Związku Radzieckiego. Początkowo wraz z Miszą i Josifem mieli wspinać się Eugeni Tur oraz Kurban Hadżijew ostatecznie pod ścianą znaleźli się tylko we dwójkę. Pomimo że Chergiani był już utytułowanym i szanowanym alpinistą z rodzinnej Mestii przyszedł do obozu jego ojciec. Jako doświadczony alpinista znał zapał i entuzjazm swojego syna, dlatego też osobiście chciał zobaczyć, na co porywa się Misza. Obejrzał ścianę, poczym po chwili milczenia powiedział do Josifa:
Josif! Uważaj! Jesteś starszy! […] Proszę cię, uważaj na
Miszę. To moja jedyna prośba. Następnie wrócił do Swanecji. W tym miejscu oddajmy głos
Kachianiemu, który znakomicie nakreślił niebezpieczeństwa stojące przed wspinaczami
marzącymi o niedostępnej ścianie Donguz Orun: Są tam pionowe ściany, śnieg, który się do
nich przylepił, lód naciekowy, wiszące lodowce. Tak bywa na wszystkich wysokich ścianach.
Donguz ma też własne cechy szczególne: zwrócony jest na północ, znajduje się w cieniu.
Woda wpada do szczelin i tam zamarza. Haki trafiając na oblodzony kamień wyślizgują się.
Zamarzająca w szczelinach woda rozsadza skałę i dlatego kamienie spadają prawie bez
przerwy z pionowej ściany. Ale to jeszcze nie wszystko. Na szczycie namarzła lodowa czapa.
Jest gruba na sto dwadzieścia metrów. Połowa z tego to nawisy. To nie jest pion, to jest
przewieszka…. Po tak sugestywnym opisie nie trudno zrozumieć, dlaczego Wissarion nie
chciał patrzeć na wspinającego się syna niemal bez przerwy narażonego na poważny
wypadek. Zdając sobie sprawę z faktu, że decydująca będzie szybkość, Misza i Josif
postanowili zabiwakować pod ścianą, aby wspinaczkę rozpocząć jeszcze przed świtem.
Chcieli w ten sposób uniknąć kamieni. Całą noc towarzyszył im łoskot uderzających o ściany
głazów. Było to tak deprymujące, że wielu alpinistów już w tym miejscu rezygnowało.
Pierwszy dzień wspinania minął szybko. Pięli się upatrzoną wcześniej drogą, dzięki czemu
udało im się uniknąć niebezpieczeństw. Pierwszy biwak w ścianie spędzili leżąc na skalnej
półce. Prawie bezboleśnie, bo ucierpiała tylko płachta namiotu, którą przebił kamień. W
kolejnym dniu gry z żywiołem zdołali dotrzeć pod lodowy nawis. Wisząc nad przepaścią Josif
zaczął przygotowywać w menażce herbatę. Nagle świat zawirował, a w oddali słychać było
wołającego Miszę. Z nawisu oderwała się bryła lodu. Josif zawisł bezradnie, dopiero po
chwili dochodząc do siebie. Miał obite ramię, nogi uratowała menażka. Emocje wspinaczki
udzieliły się oczekującym na dole alpinistom z obozu „Szchelda” oraz przybyłym licznie ze
Swanecji rodakom. Wszyscy w napięciu oczekiwali na sygnał od śmiałków walczących w
ścianie. Chcąc odciążyć plecaki Misza i Josif nie zabrali ze sobą rakiet. Palili, więc błonę
filmową. Z powodu zamieszania wywołanego przez lodową bryłę Misza nie chciał, by
obserwujący ich widzowie wszczęli akcję ratunkową i nie mogąc znaleźć przygotowanej
wcześniej taśmy filmowej, spalił błonę wyciągniętą z aparatu fotograficznego. Rano przed
Miszą i Josifem stało najtrudniejsze zadanie, pokonanie przewieszonego lodowego nawisu.
Niestety wbijane przez Miszę haki stwarzały tylko iluzję asekuracji. Walka nerwów trwała.
Czas zatrzymał się w miejscu, a napięcie rosło z każdym ruchem przybliżającym do szczytu.
Po przeszło czterech godzinach udało się – obaj Swanowie stanęli na wierzchołku. Za
przejście północnej ściany Donguz Orun Chergianiego i Kachianiego uhonorowano
brązowym medalem.
Po przeszło dwudziestu latach, w 1986 roku, wytyczona przez nich droga została
pokonana po raz pierwszy zimą. Dokonali tego Polacy. W dniach od 6 do 8 marca osławioną
ścianę przeszli Jerzy Barszczewski i Zbigniew Winiarski. Pierwszy gratulacje Polakom złożył
Josif Kachiani. Kolejny rekord, tym razem szybkości, przejścia ściany Donguz Orun, należy
również do Polaków. W dniu 20 lipca 1989 Arkadiusz Gąsienica Józkowy przeszedł samotnie
ścianę w czasie siedmiu godzin!!
Szczyt Zwycięstwa
Radość wspinaczki na Donguz Orun była ukoronowaniem górskiej przyjaźni Miszy i
Josifa zapoczątkowanej sukcesami w Pamirze. W 1955 roku wspólnie poprowadzili nową
drogę wiodącą z lodowca Garmo na Szczyt Komunizmu. Osiągnięcie to zostało uhonorowane
złotym medalem, a
drogę nazwano na cześć pierwszych zdobywców Drogą Gruzińską.
Chergiani wielokrotnie wspinał się w Pamirze, a do największych jego sukcesów należy
zaliczyć drugie wejście na Szczyt Rewolucji w 1953 roku oraz zdobycie dziewiczego Szczytu
6848 m. Pomimo tych sukcesów najbardziej znane wydarzenia miały miejsce w czasie
wyprawy w Tien-szan, której celem był Szczyt Zwycięstwa.
Leżący na granicy z Chinami piętrzący się na prawie siedem i pół tysięcy metrów,
uważany jest za jeden z najtrudniejszych siedmiotysięczników na ziemi. W roku 1961 stał się
areną dramatycznych wydarzeń walki z żywiołem, ludzką bezsilnością i własną godnością.
Szczyt odkryto w latach trzydziestych, ale nie sądzono wtedy, że może odebrać palmę
pierwszeństwa należącą do Chana Tengri. Dopiero w czasie drugiej wojny światowej
wojskowi topografowie pod kierownictwem Rapasowa stwierdzili jego prawdziwą wysokość.
Oczekując na pomyślne wieści z frontu nazwali go Szczytem Zwycięstwa. Na początku roku
1961 Federacja Alpinizmu Gruzji zaczęła przygotowania wyprawy, w której skład weszło
dwudziestu trzech alpinistów. Celem było wytyczenie nowej drogi wiodącej na Szczyt
Zwycięstwa. Kierownik ekspedycji zaproponował wzięcie w niej udziału trzem instruktorom
szkoły alpinizmu w Adył-Su: Miszy Chergianiemu, Miszy Chergianiemu Młodszemu oraz
Dżumberowi Kachianiemu, bratu Josifa. Wszyscy podjęli wyzwanie. Od początku ekspedycja
naznaczona była piętnem. W czasie transportu w Tien-szan zaginął kontener z częścią sprzętu
alpinistycznego. Dochodziło do konfliktów i tarć w niezwykle licznej grupie alpinistów.
Ostatecznie udało się sformować grupę szturmową, w której znaleźli się Dżumber
Medzmariaszwili, Kirtył Kuźmin, obaj Chergiani, Iliko Gabliani i Tejmuraz Kuchanidze.
Rozpoczęła się walka z górą. W drugim dniu wspinaczki alpiniści zdobyli Zachodni
Wierzchołek. Zostawili w puszce kartkę potwierdzającą ich obecność na szczycie i zaczęli
schodzić trawersem w stronę przełęczy między Zachodnim a Centralnym Wierzchołkiem.
Niestety pogoda z każdą chwilą stawała się coraz gorsza. Do przełęczy nie udało się dojść
przed nocą, co zmusiło alpinistów do noclegu w śnieżnej jamie. Dopiero następnego dnia
dotarli na przełęcz, gdzie w namiotach spędzili kolejną noc. Rano podjęli dalszą wspinaczkę
lekceważąc pierwsze sygnały zbliżającego się niebezpieczeństwa. Misza Młodszy zaczął się
źle czuć. Pomimo tego doszedł do następnego obozu położonego na wysokości około 7300
metrów. Następnego dnia mieli zaatakować szczyt. Rano zaczęła się tragedia. Oddajmy głos
Miszy Chergianiemu:…wyszliśmy wcześniej. Przeszliśmy trzydzieści metrów i nagle Misza
[Młodszy] mówi: „Koniec. Dalej nie mogę ani w górę ani w dół, umieram” . Co robić,
szczyt jest już tak blisko. W grupie zdania są podzielone. Wszyscy wahają się jak postąpić,
tylko Chergiani wie, że tutaj zaczyna się walka o życie Miszy Młodszego. Decyduje się na
natychmiastowy powrót. Pozostała czwórka dalej powoli podąża w stronę Centralnego
Wierzchołka. Nie wiedzą, że dokonali złego wyboru. Chergiani sprowadza Miszę, który jest
w bardzo złym stanie. Przed zmierzchem Chergianemu udaje się wykopać jamę w śniegu,
która da im schronienie na najbliższe godziny. Wie, że jego przyjaciel umiera, jednak nie
zaprzestaje walki. Całą noc stara się utrzymać go przy życiu. Następnego dnia Misza uczynił
dla ratowania człowieka więcej, niż było w ludzkiej mocy. Nie wiem, czy znalazłby się ktoś,
kto mógłby zdobyć się na coś takiego. Tak po latach wspominał przyjaciela Josif Kachiani.
O świcie pogoda znacznie się poprawiła. Chergiani dostrzegł namiot przyjaciół, którzy, jak
przypuszczał, poprzedniego dnia weszli na szczyt. Okazuje się, że w namiocie noc spędzili
tylko Kirył i Dżumber. Pozostała dwójka po chwili pojawiła się w oddali. Misza, Kirył i
Dżumber zaczynają sprowadzać Miszę Młodszego, który ledwo trzyma się na nogach. Pogoda
znowu robi się zła. Temperatura spada do minus czterdziestu stopni. Kolejna noc na
wysokości prawie siedmiu tysięcy metrów. Pozostający w tyle Iliko i Tejmuraz dopiero
wieczorem doganiają resztę grupy. Są w opłakanym stanie. Iliko ma odmrożoną twarz, ręce i
nogi. Ledwo trzyma się na nogach. Tejmuraz też ma odmrożenia, ale jest w lepszym stanie
psychicznym. Chergiani wypytuje przyjaciół, jak to się stało, że się rozdzielili. Przecież
wspinali się razem. Iliko odpowiada tylko: Na dole wszystko opowiem […] Mnie ciebie
Czchumilian, żal. Bardzo mi ciebie żal, nie doszedłeś do Centralnego wierzchołka. Rano
Iliko zmarł. Kolejny dzień tragicznego zejścia. Wszyscy są coraz bardziej osłabieni i
wyczerpani. Chergiani sprowadza Miszę, pozostała trójka podąża za nimi. Na dole wiedzą już
o tragedii. Dostrzegli tylko pięć postaci. Wyruszają z pomocą. To jednak nie koniec. Po
kolejnej nocy Dżumber proponuje, by Chergiani z Miszą zeszli szybciej w stronę ratowników,
on zaś sprowadzi pozostałą dwójkę. Misza pędzi w dół ciągnąc po śniegu przyjaciela.
Ratunek jest już blisko, na ponad pięciu tysiącach metrów czekają na nich ratownicy. W
oddali za Chergianim pojawia się kolejna samotna postać. Jest to Kirył, który przed
wieczorem dociera wyczerpany do grupy ratunkowej. Na pytanie, gdzie reszta, cicho
odpowiada: Chłopcy zginęli.
Skalny tygrys
Wiosną 1960 roku John Hunt, kierownik zwycięskiej wyprawy na Mount Everest, a
obecnie prezes Brytyjskiego Alpin Clubu, wystosował do alpinistów radzieckich zaproszenie,
w którym wyrażał chęć ...przyjęcia sześciu alpinistów […] w celu trzytygodniowej podróży po
naszych górach w maju – czerwcu tego roku. W grupie wyjazdowej oprócz kierownika i
tłumacza znaleźli się Anatoli Owczynnikow, Eugeni Tur, Josif Kachiani oraz Michaił
Chergiani. Wyjazd do Anglii dla Chergianiego był niezwykle istotny, gdyż - jak zauważa Jurij
Burłakow w poświęconej mu biografii – to właśnie w górach północnej Walii i Szkocji
narodziła się jego legenda. Początkowo angielscy alpiniści podchodzili do swoich
radzieckich kolegów z dużym dystansem wybierając dla nich niezbyt trudne rejony
wspinaczkowe. Również brytyjska prasa z wielkim zainteresowaniem śledziła poczynania
gości z ZSRR. ”Daily Mail” w jednym z felietonów szczególnie dużo uwagi poświęcił
porannym ćwiczeniom alpinistów donosząc czytelnikom: Rosyjscy alpiniści zaczynają dzień
od intensywnej gimnastyki, w czasie której stosują elementy narodowych rosyjskich pląsów.
Jednak goście szybko pokazali swoje niezwykłe możliwości, w związku z czym Anglicy
zdecydowali się na trudniejsze wspinaczki i zaprosili ich w rejon Lake District znajdujący się
w Górach Kambryjskich Północnej Anglii. Scafell Crag i jej pionowe granitowe urwiska stały
się niemym świadkiem ciekawej rywalizacji. Gospodarze właśnie tam zaproponowali
gościom przejście niezwykle trudnej sześćdziesięciometrowej ściany. Pierwszy rozpoczął
wspinaczkę jeden z ówczesnych wybitnych angielskich wspinaczy Paul Ross. Wspinał się
znakomicie, pięknie i szybko. W połowie drogi zatrzymał się na chwilę. Było widać, że
pokonanie miejsca, do którego doszedł, sprawiało mu trudność. Zajęło to jednak chwilę i po
jedenastu minutach stanął na szczycie. Przyszła kolej na Miszę. Wpinał się równie szybko i
pięknie, jednak, gdy doszedł do trudnego miejsca, zatrzymał się. Próbował je przejść na kilka
sposobów. W końcu udało się, ale na szczycie był dopiero po ponad piętnastu minutach. Pod
ścianę wrócił niezadowolony. Na pytanie, co się stało, odpowiedział, że to miejsce jest proste,
tylko trzeba wiedzieć, jak ułożyć palce, więc za moment spróbuje jeszcze raz. Po chwili był
już w ścianie. Wspinał się bardzo szybko, pewnie i z gracją. Trudne miejsce przeszedł bez
zatrzymania tak samo szybko jak resztę drogi. Na szczycie stanął po… niecałych sześciu
minutach. Jeden z Anglików w zachwycie i zdumieniu wykrzyknął:
Skalny Tygrys. Później
tym tytułem honorowano innych radzieckich alpinistów wspinających się w Anglii, jednak
pierwszym i najsłynniejszym Tygrysem pozostał Michaił Chergiani. Pozostali radzieccy
alpiniści równie pewnie poradzili sobie ze skałami Scafell Crag. Brytyjskie gazety nie mogąc
wyjść z podziwu pisały o szybkości rosyjskich wspinaczy. Równie wiele emocji wzbudzili
Chergiani i Kachiani po powrocie do rodzinnej Swanecji. Zwłaszcza u małych chłopców
pragnących zobaczyć osławionych Skalnych Tygrysów. Pomimo rozczarowania
wynikającego z braku kłów, pazurów i ogonów swaneccy malcy byli największymi
wielbicielami alpinistów.
Alpy francuskie – wariant rosyjski
W 1967 roku Michaił Chergiani i Wiaczesław Oniszczenko zostali wytypowani jako
reprezentanci ZSRR na mające się odbyć latem zgrupowanie alpinistyczne we Francji. Do
alpejskiego miasteczka Chamonix leżącego u podnóża najwyższego szczytu Alp – Mont
Blanc – zjechali najlepsi alpiniści z dwudziestu sześciu krajów. Za główny cel wyjazdu
Michaił i Wiaczesław postawili sobie przejście północnej ściany Grandes Jorasses. Zanim
jednak do tego doszło, pokonali we wspaniałym stylu dwie inne ściany uchodzące wówczas
za najtrudniejsze. Pierwszą z nich była niedostępna wschodnia ściana Grand Capucin
możliwa do przejścia tylko przy pomocy techniki hakowej. W trakcie wspinaczki Misza i
Sława znaleźli w ścianie tytanowy hak pozostawiony w 1964 roku przez pierwszych
alpinistów rosyjskich wspinających się na Grand Capucin. Kolejnym celem stał się znany
już Oniszczence Petit Dru, na którym pokonał wraz z Owczynnikowem drogę wytyczoną
przez Bonattiego. Chergiani zauroczony pięknem zachodniej ściany przekonał przyjaciela do
wspinaczki trudniejszą technicznie drogą Magnone. Próby zdobycia zachodniej ściany trwały
wiele lat. Dopiero w 1952 roku grupa Magnone po wielodniowej wspinaczce osiągnęła
szczyt.
Misza i Sława uporali się ze ścianą w niecałe dwa dni. Pierwsze sukcesy spotkały się z
wyrazami uznania Jean’a Franco kierującego Narodową Szkołą Alpinizmu i Narciarstwa w
Chamonix. Zdumiała [go] szybkość, pewność i elegancja, które on [Chergiani] wraz z
Oniszczenką okazali przy najbardziej skomplikowanych wspinaczkach w masywie Mont
Blanc.
Jednak największą radością i sukcesem była wspinaczka na Grandes Jorasses.
Ponieważ w czasie wcześniejszych sezonów warunki pogodowe nie sprzyjały wspinaczce,
latem 1967 roku wielu alpinistów pragnęło zmierzyć się z osławioną ścianą. Ze względu na
okoliczności Misza i Sława zdecydowali się na współpracę z zespołem czeskim. Niestety w
ścianie okazało się, że Czesi są wolni i mniej doświadczeni, zdając sobie z tego sprawę
zgodzili się, by Chergiani i Oniszczenko dalej wspinali się sami. Odłączając się od Czechów
znacznie przyspieszyli doganiając zespół wspinający się nad nimi, a spotkanie to przeszło do
legendy. Napotkani alpiniści okazali się Hiszpanami. Kiedy dowiedzieli się, że za nimi są
alpiniści radzieccy, za nic nie chcieli zgodzić się na wspólną wspinaczkę ani tym bardziej na
przepuszczenie ich przodem. Miejsce spotkania było zaś wyjątkowo niefortunne. Zupełnie
gładka ściana zmuszała do czterdziestometrowego trawersu uniemożliwiającego minięcie.
Chergiani nie wytrzymał i zaczął wspinać się prosto do góry po gładkiej ścianie. Tak później
wspominał to wydarzenie: Bardzo trudna i ryzykowna wspinaczka. Na przestrzeni
pięćdziesięciu metrów nie ma zaczepu dla jednego palca, są tylko takie wygładzone, łagodnie
pochyłe wypukłości. I nie od razu można je znaleźć. Stromo. Nigdzie nie można wbić haka.
Jak wylazłem, nie wiem, szedłem, szedłem i z rozpędu przeskoczyłem te pół setki metrów.
Wbiłem hak. Wspina się po linie Sława. Nabrał tchu: „Jak ty tu przeszedłeś?!” – „Nie wiem,
jakoś przelazłem”. On tylko głową kręci. Bardzo podobała mi się ta ściana. Misza i Sława
ukończyli wspinaczkę po trzynastu godzinach, a nową drogę wytyczoną przez Chergianiego
Francuzi nazwali – wariantem rosyjskim.
Dolomity – ostatnia wspinaczka
Latem 1969 roku Chergiani i Oniszczenko wraz z grupą alpinistów radzieckich
wyjechali w rejon Agordo w Dolomitach włoskich. Dla Miszy i Sławy był to drugi, po
sukcesach w Alpach francuskich, wspólny wyjazd za granicę. Alpiniści zatrzymali się w
rejonie Civetty w schronisku Vazoller. Początkowo planowano zdobycie szczytu Civetty,
jednak wyjątkowo złe warunki śniegowe panujące w ścianie uniemożliwiły podjęcie
wspinaczki. Alpiniści podzielili się na grupy. Chergiani i Oniszczenko ponownie związawszy
się liną za cel pierwszej wspinaczki wybrali niezwykle trudną 500 metrową ścianę Baszty
Wenecja. Pokonana w ciągu niespełna czterech godzin droga oraz równie rekordowe przejście
trudniejszej 600 metrowej ściany Bancong, wywołały żywe zainteresowanie włoskich
mediów alpinistami z ZSRR Zainteresowanie to było na tyle duże, że specjalnie dla
Włochów Misza powtórzył przejście pierwszych kilkunastu metrów Baszty Wenecja. W dniu
4 lipca Misza i Sława postanowili przejść północno-zachodnią 800 metrową ścianę Cima Su
Alto. Za namową Chergianiego zespół postanowił wspinać się drogą wytyczoną w 1951 roku
przez Francuzów Livanos’a i Gabriel’a, pokonaną zaledwie trzykrotnie. Chergiani chciał w
ten sposób uczcić swojego wuja Gabriela, który zginął w lawinie. Po przejściu ponad połowy
niezwykle trudnej ściany alpiniści doszli do ogromnej przewieszonej płyty. Oniszczenko wbił
hak i zaczął asekurować. Chergiani rozpoczął trawers, przechodząc kilka metrów. Sława
wyjął aparat fotograficzny i zrobił przyjacielowi zdjęcie, zanim ten zniknął za załomem
skalnym. Kilka minut później, poczuł szarpnięcie zrywanej liny i usłyszał łomot spadających
kamieni...
...ludzie z werandy schroniska, którzy obserwowali wspinaczkę, widzieli, jak spadł jeden z
najlepszych alpinistów na świecie, który całe życie piął się w górę. Nic nie mogli poradzić.
Oniszczenko pozostał sam... przeszło dwadzieścia godzin, czekając na pomoc,
przywiązany do haka kawałkiem zerwanej liny.
W dwadzieścia lat później równie samotny w lodach południowej ściany Lhotse został
Ryszard Pawłowski po śmierci Jerzego Kukuczki.
BIBLIOGRAFIA
Berman A., Wśród żywiołów, Warszawa 1988
Burłakow J., Woschoditiel, Moskwa 1979
Gnacikowska W., "Zawód - góry", sylwetka Ryszarda Pawłowskiego, "Gazeta Łódzka" 16
sierpnia 1996.
Janowski W., Kaukaz latem 1989, „Taternik” 2/1990
Kuzniecow A., A w dole Swanecja, Warszawa 1976
Pankiewicz K., Międzynarodowy obóz Kaukaz 1981, „Taternik” 1/1982
Utracki L., W krainie Tau-Dżin-Padyszacha, Łódź 1960
Wolf J., Kaukaz zimą 1986, „Taternik” 1/1986
www.mountain.ru/eng/climb/2004/tutu
www.mountains.tos.ru/ushba
www.winespirit.org/Archival Sips/Sip Seventy-Five.htm
SUMMARY
Michael Khergiani occupies a distinguished place in Georgia’s history of
mountaineering. He was born in 1932 in Svanetia – a land laying at the base of the mountain
Ushba, which is called “The Matterhorn of the Caucasus”. He grew up in a family with great
mountaineering traditions.
Khergiani climbed in Caucasus, where he blazed extremely difficult routes amongst
others in the walls of Donguz-Orun (1957), Ushba (1964), also in Pamir, where he conquered
Revolution’s Peak (1953) and climbed new beautiful Georgian route on the Communism’s
Peak (1959).
Many times he was the champion of the USSR in sport mountain-climbing and
entitled record-holder. He was among the best alpinists of the USSR. He climbed in the
mountains of Wales and Scotland, where the British alpinists honored him with the title of the
“Tiger of the Rocks”.
In the summer of 1967 Khergiani climbed in the French Alps, where he repeated free
the walls of the Grand Capucin, Petit Dru, and climbed new hard route on the Western face of
the Grandes Jorasses, which was named the “Russian Variant”. One of the most famous
Georgian alpinists died tragically in 1969 during ascending in the Italian Dolomites.
Popiersie Micheila Chergiani w rodzinnej Mestia
nadpis:
Skalny tygrys Misza Chergiani
foto: Rafał Ulicki
Dom - Muzeum Micheiła Chergiani
Есть в доме Михаила Хергиани
верёвка та, что предала его,
звеня струной, натянутой на грани
добра и зла, всего и ничего.
/Е. Евтушенко/